siódme niebo

myślę sobie,że..ta zima kiedyś musi minąć…

w dniu 4 lutego, 2011

..zazieleni się, urośnie parę drzew:)

piątek i to się tylko liczy-leniwy na dodatek mimo, że w pracy 😀 tak sobie myślę,że czasem nie lubię jak nic się nie dzieje ale jak sobie przypomnę lata harówki to mi przechodzi 😀

poza tym ostatnio męczy mnie samokrytycyzm..cały czas się zastanawiam nad istotą przyjaźni, swojego nastawienia no i tego jakim ja jestem przyjacielem? wiem,że na to pytanie tak na prawdę może powiedzieć najwięcej druga strona, ale..samokrytycznie muszę wyznać,że w swoim życiu chyba niezbyt zasłużyłam na to miano-z góry zakładam,że oceniam wg swoich kryterium czyli wg tego co ja wymagam od przyjaciela…a ponieważ wymagam wiele to ani ja nie spełniam tych warunków i chyba nikt z mojego otoczenia..oprócz męża tak na prawdę aczkolwiek z nim nie pogadam o wszystkim 😀 chociaż..jakbym chciała to i o wszystkim tyle,że tego nie chcę-dla zdrowotności 😀

może jakbym odpuściła..ale odpuszczałam i sobie i innym przez tyle lat i na dobre to nie wychodziło-nikomu..teraz mam może wysokie wymagania ale przynajmniej jak zostaną one spełnione wtedy będzie można powiedzieć tak to jest przyjaźń 🙂

jest taka jedna baba, dla której byłabym w stanie dostosować się do wysokich wymagań 😀 tyle,że ciut daleko i za rzadko..

a na co dzień? cóż znajomości..lepsze, gorsze ale to tylko znajomości…

poza tym nie ma co się oszukiwać…żeby zbudować jakiekolwiek trwałe relacje musi iść za tym ciężka praca- to raz, dwa – czas i trzy-chemia obustronna

jeżeli coś szwankuje nie można mówić o przyjaźni..

ale być może mylę się…

każdy dostaje to na co sobie sam zapracował-czyż nie?

 


12 responses to “myślę sobie,że..ta zima kiedyś musi minąć…

  1. zmorka pisze:

    oczywiśćie ! otóż ja miałam kilka przyjaciółek tak po kolei nie wsie na raz i co ? za każdym razem dostawałam po łbie a ostatnie dwie dały mi tak popalić że już się wyleczyłam z przyjaciółek 🙂 o przyjaźni damsko męskiej nie ma co mysleć bo to zawsze kończy się seksem i wtedy już nie ma tak samo
    generalnie najlepszą przyjaciółką była moja Mama ale ja tego nie doceniałam ( dopiero teraz jak Jej nie ma przyswoiłam se to do łba )
    oczywiście mam kolezanki od kilicha z którymi to użalamy się nad sobą naszym życiem i wstrętnymi chłopami ale tego nie można nazwać przyjaźnią 🙂
    no ide bo notkę tu piszę miast komentarza

    • 7thheaven pisze:

      Zmorka nie ma limitu na komcie:D JAK DLA MNIE MOŻE BYĆ NAWET TRYLOGIA-LUBIĘ CZYTAĆ:)cholera znowu klawiatura…czyli jak się okazuje nie tylko ja mam takie przemyślenia..podnosi to na duchu:)

  2. dora pisze:

    no niby tak,ale np ja ,zawsze kiedys starałam sie, zabiegałam,byłam chyba dobrą przyjaciółka,a i tak mnie olano,po poewnym czasie.Zawiodłam sie włąsciwie na moich przyjaciółkach. Teraz to nie wiem czy mozna nazwac przyjaznią to co łaczy mnie i moje 3 najblizsze kolezanki,spotykamy sie, nimal jak rodzina,ale czasem wyczuwa sie takie cos nie halo, szczególnie z jedną. No i w ogóle,to jakos tak nie czuje,ze gdybym potrzebowała pomocy to byłyby przy mnie.Jedna na pewno,i to ta z ktora sie najwiecej spieam,bo ona taka jest,ze jak trzeba staje na wysokosci zadania,ale dwie pozostałe,to watpię.

  3. kobietapoprostu pisze:

    Napisalas ,ze kazdy dostaje to na co zapracowal. Ja chyba odwrotnie .Bo prawde mowiac uciekam od wszelakich znajomosci ,”przyzni” psiapsolek i innych tego rodzaju.Nie szukam a wrecz uciekam od nich . Wole , posiedziec w ciszy domowych pieleszy , obejrzec film , poczytac , zrobic cos dla siebie czy chociaz wybrac sie na samotny spacer z moim aparatem by potem szalec z komputerem i pracowac nad zdjeciami.Wiec ja mam to na co nie zapracowalam. Przyjaciolke mam jedna , od szkoly sredniej .I kiedy dzwonie do niej , zaczynamy rozmowe tak , jabysmy ja przerwaly kilka minut wczesniej . Te nimby przyjaznie ktore mialam tutaj wykruszyly sie bo przeciez wiesz sama , by miec przyjaciela to trzeba beczke soli z nim zjesc….

  4. idalka pisze:

    tiaaaaaaaaaaa moja darling;
    im dłużej żyję, tym bardziej się przekonuję, że mamy to co zasialiśmy 🙂 niekiedy nieświadomie nawet; ale od czego mamy te wielkie baniaki na końcu szyi jak nie od analizy, myślenia i w ogóle rządzenia nie tylko funkcjami wydalniczymi naszych szlachetnych tyłków 😀
    na zmiany nigdy nie jest za późno – tak jak na naukę;
    a przyjaźń – prawda jest taka (wg mnie rzecz oczywista), że z czystym sumieniem to przyjacielem możemy nazwać kogoś na łożu śmierci; albo jego albo naszym;
    ja mialam taką od 1 klasy szkoły średniej; jak kobietapoprostu;
    obraziła się i zawiesiła znajomość; obraziła o idiotyzm; a ja wtedy poczułam się lekka, jakby mi skrzydła wyrosły; dopiero kiedy się ode mnie odessała, zrozumiałam, że pasozytem była a nie przyjaciółką, hubą, a nie wsparciem i Jedyną;
    o wszystko trzeba dbać, pielęgnować i podlewać;
    ale jak mi wychuchaną jukę robale zaczęły od korzeni wpier***ć – decyzja zapadła; jutro idzie na śmietnik; nie ma że boli – bo mi resztę z tych kilku kwiatków pozaraża 😀

  5. dora pisze:

    idalka swietnie napisała:)))

  6. AprilGirl pisze:

    Niby tak jest, że dostajemy to, na co zapracujemy. Piszę niby – bo niestety klika razy miałam okazję przekonać się, że nie do końca tak jest. I przez to był w moim życiu czas, gdy wątpiłam w słowo „przyjaźń”. Teraz uczę się tego od nowa, nie traktuję jednak tego co jest obecnie, że to już na zawsze i na wieki, choć podchodzę teraz do tego chyba dojrzalej. Są przy mnie aniołki, które czuwają, i ja też staram się być dla nich takim czuwającym aniołkiem. Jedno jest pewne – w przyjaźni nie ma miejsca na egoizm. Nie ma i już – w przeciwnym razie to nie przyjaźń, tylko twór jakiś, jak wyrób czekoladopodobny… Do prawdziwej czekolady mu daleko…

Dodaj odpowiedź do 7thheaven Anuluj pisanie odpowiedzi